wtorek, 3 maja 2011

Liga Mistrzów: FC Barcelona - Real Madryt, czyli starcie gigantów w walce o finał



Piłkarze Barcelony i Manchesteru United na swoich stadionach mogą świętować awans do finału Ligi Mistrzów. Przed zaplanowanymi na wtorek i środę rewanżami mają dwie bramki zaliczki w konfrontacjach odpowiednio z Realem Madryt i Schalke 04 Gelsenkirchen.

Liczy się tylko Champions League - chyba tylko w ten sposób można wytłumaczyć niepowodzenia wielkiej czwórki w miniony weekend na krajowych podwórkach. Najdotkliwszą porażkę poniosło Schalke, ulegając Bayernowi Monachium 1:4. Zespół z Veltins Areny zajmuje dziesiąte miejsce w Bundeslidze z ogromną stratą do najlepszych (mistrzostwo już zapewniła sobie Borussia Dortmund).

W niedzielę przegrał też rywal Niemców w LM - Manchester United. Ekipa Sir Alexa Fergusona w meczu na szczycie nie sprostała Arsenalowi Londyn (0:1), w bramce z Wojciechem Szczęsnym. W tabeli Czerwone Diabły mają już zaledwie trzy punkty przewagi nad wiceliderem Chelsea Londyn, z którym zmierzą się w następnej kolejce Premiership.

Ale i tak najgłośniej było o "solidarnych" przegranych w La Liga Barcelony i Realu. To pierwszy taki przypadek w rozgrywkach od prawie dwóch lat. Oba zespoły rzadko schodzą z hiszpańskich boisk jako pokonane, a tym bardziej w tej samej serii gier. Tym razem Duma Katalonii musiała uznać wyższość Realu Sociedad San Sebastian (1:2), a Królewscy przegrali z Realem Saragossa 2:3.

We wtorek, 3 maja, w odstępie kilku tygodni, dojdzie do czwartej potyczki między Barcą i Realem. Ze względu na jej rangę, to najważniejsze Gran Derbi. Na razie jest remis, bowiem Katalończycy wygrali pierwsze spotkanie półfinałowe LM 2:0, ale zremisowali w lidze 1:1 i ulegli w finale Pucharu Króla 0:1. Jednak kibice mistrza Hiszpanii (Barcelona prawdopodobnie obroni tytuł, ma osiem punktów więcej niż zespół z Madrytu, a do końca cztery kolejki) wciąż doskonale pamiętają triumf 5:0 sprzed pięciu miesięcy na Camp Nou.

Tak jak trener Realu Jose Mourinho przyznaje w mediach, że szanse jego drużyny na awans nie są duże (za kartki muszą pauzować Pepe i Sergio Ramos, a portugalski szkoleniowiec usiądzie na trybunach, prawdopodobnie w jednej z prywatnych lóż - to kara za komentarze na temat pracy sędziów w ubiegłym tygodniu), tak fani Blaugrany są przekonani o końcowym sukcesie Lionela Messiego, strzelca obydwu bramek na Santiago Bernabeu, i spółki. Przygotowali 95 tysięcy kartoników w barwach klubu, z których utworzony zostanie napis "Gracias equipo" (dziękujemy drużynie). Podobna mozaika, ale z innym hasłem - "T'estimo Barca" (Kocham Barcę) - powstała przed listopadową, okazałą wygraną.

Arbitrem głównym będzie należący do "ulubieńców" Mourinho Frank De Bleeckere. To właśnie nazwisko Belga wymienił "The Special One" po środowej przegranej z Barceloną 0:2 (Jerzego Dudka zabrakło na ławce rezerwowych). Jego zdaniem on, a także Norweg Tom Henning Ovrebo, Szwajcar Massimo Busacca, Szwed Anders Frisk i Niemiec Wolfgang Stark, faworyzują Katalończyków. Portugalczyk w ten sposób nawiązał do wydarzeń sprzed roku, gdy prowadząc Inter Mediolan zmierzył się z Barcą na tym samym etapie Champions League. Po wygranej w Mediolanie 3:1, w pierwszej połowie rewanżu De Bleeckere pokazał czerwoną kartkę Thiago Motcie. Grający w liczebnej przewadze Hiszpanie zdołali strzelić jednak tylko jednego gola i nie awansowali do finału.

Od 2002 roku 45-letni obecnie De Bleeckere poprowadził w europejskich pucharach dziesięć spotkań z udziałem dwóch największych klubów La Liga. Barcelona wygrała trzy, a zremisowała i przegrała po jednym, z kolei Królewscy zwyciężyli tylko raz - w 2007 roku pokonali Bayern Monachium 3:2.

Faworytem ostatniego w tym sezonie El Clasico są podopieczni Josepa Guardioli. Na swoim obiekcie w LM pokonali m.in. Szachtar Donieck i Panathinaikos Ateny po 5:1 oraz Arsenal Londyn 3:1. Dziewięć lat temu Barcelona przegrała na Camp Nou w półfinale z Realem 0:2 (gole w drugiej połowie Francuza Zinedine'a Zidane'a i Anglika Steve'a McManamana), ale od tamtej pory żaden przeciwnik nie powtórzył tego wyczynu w Lidze Mistrzów.

Światowe media dają większe szanse Dumie Katalonii mimo jej kłopotów kadrowych; indywidualnie trenują kontuzjowani ostatnio tak kluczowi piłkarze, jak Andres Iniesta, Carles Puyol i Bojan Krkic.

Bardzo prawdopodobne, że w finale na Wembley w Londynie (28 maja) Barcelona spotka się z Manchesterem United. Anglicy, którzy w środę grają z Schalke 04, z ostatnich 31 meczów przed własną publicznością w LM, przegrali tylko jedno. A na 85 występów w tych rozgrywkach nigdy nie ulegli na Old Trafford różnicą więcej niż jednej bramki. Niemcy muszą odrobić dwie, bo u Gelsenkirchen było 0:2. Będzie to trudne zadanie, bowiem drużyna Schalke z ostatnich czterech wypraw do Anglii zawsze wracała jako pokonana i z bagażem dwóch lub więcej bramek.

Ewentualny pierwszy gol dla MU będzie trafieniem nr 300 w Champions League. Na liście wszech czasów prowadzi Real Madryt 312 przed Barceloną 302.

Brak komentarzy: